Posty

Wyświetlam posty z etykietą Uczucie bezsilności

Bariery jak boa

Bariery, to coś, jak jakaś niewidzialna siła która mnie wiąże, jak sieć pająka. Mogę się szarpać, ale z każdą przemijającą minutą, godziną, czuję coraz wyraźniej, że przegrywam. Czas mija, a ja ciągle mam nadzieję, że jakoś się wyrwę. Piję kawę, herbatę, szukając w tym energii, albo nieruchomieję na jakiś czas, oglądając seriale, mając nadzieję, że odpocznę w ten sposób zdobędę trochę energii do walki. Mam wrażenie, że im bardziej się miotam, tym mocniej mnie ta sieć oplata. Na koniec dostaję bólu głowy i leżę po prostu, patrząc przed siebie. A może to trochę inaczej, przychodzi mi właśnie do głowy. Może to nie jak pajęczyna, ale jak boa dusiciel, który zaczyna dusić mnie rano. Czując tą pierwszą duszność myślę, że ona jakoś przeminie. Czasami przechodzi, ale czasami nie. Wtedy z upływem czasu bywa jednak gorzej, ciężar na piersiach robi się większy. Ogarnia mnie zmęczenie i niemoc. Jak działa taki prawdziwy dusiciel? Skąd to porównanie? On właśnie wcale też nie zgniata swojej ofiary n

Poranek i popołudnie, jak noc i dzień.

Poranek był bez sensu,  ale to zupełnie bez sensu. Nie dość, że mam trochę skręconą kostkę w nodze, spuchniętą i trochę bolącą, to jeszcze wczoraj przegrałem w półfinale. Fakt, lepiej mi poszło niż ostatnim razem, bo wygrałem z trzema, przegrałem dopiero z kumplem z klubu. Kostka mi poszła trochę od razu w pierwszej grze, ale, nie bolała aż tak bardzo. - Po co trenuję, i tak nic nie wygrywam, nie jestem w stanie, to bezsens. Podobnie jak pisanie książki -- chodziło mi po głowie. - Już nie wspomnę o chińskim, na przykład, czy o braku dziewczyny - myślałem oczywiście. Nawet nie poszedłem do kafejki, bo miałem też może trochę dosyć ludzi i byłem zmęczony. Wczoraj spędziłem cały dzień, od 8 rano, do 9 wieczorem w hali sportowej. Skończyłem już wcześniej, ale nie chciało mi się wracać do domu, więc gadałem z jedną młodą Japonką i innymi. Po południu musiałem do roboty, czyli trenować w szkole. Tam jakoś zapomniałem o tych wszystkich myślach, a może wcześniej, przed wyjściem, przy kawie. Trz

Codzienny poranny bezsens

Coś jakiś zdemotywowany dzień, nie pierwszy, nie ostatnio. Nic nie ma sensu, problemy rosną trochę w myślach, zmęczenie, trochę bezradności, ociężałość. Tyle, że coś tam porobiłem, pouczyłem się też języka. Idę zaraz na kort, potem do kafejki, to mi dobrze zrobi. śniła mi się NB (narkotyk-B), napisała we śnie, że tęskni za mną, może nawet, że mnie kocha, choć tego ostatniego, to nie jestem taki pewny. Jak to we śnie. W każdym razie, to wiadomo, miło by się było do kogoś przytulić. Wczoraj dorabiałem jako trener, bo sezon w szkole się znowu zaczął. To nawet fajne, pobudza kreatywność. Jak tu zachęcić kogoś do ćwiczenia, tak, żeby się nie zniechęcił i miał trochę uciechy. To się też chyba doświadczeniem nazywa. W każdym razie, to walka zabiera jednak sporo energii, a może to też akurat chłód w mieszkaniu? Może też wyuczone schematy, które mi mówią -- Schowaj się, nic nie rób, bo i tak nic nie ma sensu, nic nie zmienisz. Chyba wszystko na raz myślę sobie. Ale, nie włączam telewizora i nie

Różne perspektywy

Z rana jakiś taki sobie humor, szary i zimny, bo na zewnątrz było 8C. W dodatku mój mieszkaniec wpadł na chwilę o 5.30 rano, w sumie, to nie wiem, czy mnie budząc, czy już nie spałem. On ostatnio czasami nocuje u swojej mamy, bo miała operację, ale jak czego zapomni, to wpada o takich godzinach. Potem musiałem zadzwonić do handlarza samochodów, bo mój samochód musi mieć wymienioną jedną część, na koszt firmy, przyszedł papier. Japończycy zadają sobie ten trud. Oczywiście, najchętniej to bym nie zadzwonił, bo, przecież mogę zadzwonić, jutro, a poza tym, to się na pewno nie śpieszy. Tyle, że miałem to na liście rzeczy do zrobienia, a wydawało mi się to najmniej trudne do wykonania, w porównaniu do innych punktów. Więc zadzwoniłem, rozmawiając przy tym z bardzo sympatyczną obsługą. Rejestracja do wymiany trochę trwała, ale myślę, że udało mi się poprawnie podać mojego maila, bo numer telefonu widziała. To w sumie interesujące, jak można się czymś takim stresować. W każdym razie potem miał

Głosy w głowie

Na zawodach było tak sobie, w sumie, w dwóch dyscyplinach 3 mecze wygrane, 3 przegrane. Okazało się, że mój partner, o którym myślałem, że się nie denerwuje, też się nieźle denerwuje. Widać to było po tym ile błędów robił, choć normalnie, to gra bardzo precyzyjnie. Mój współmieszkaniec sobie poszedł z pokoju mieszkalnego, czy stołowego, czy jak to nazwał, bo to połączenie kuchni z pokojem. Coś mnie jego obecność denerwowała, a może to po prostu fakt, że kawę wypiłem. Dobry pomysł, o 18. W sumie, to mogłem grać lepiej, ale mogłem grać gorzej, to znaczy, bardziej się denerwować. Bywało gorzej. Tak gdzieś ostatnio przeczytałem, to znaczy, chyba wczoraj, że widać po wewnętrznych rozmowach, że człowiek nie jest jednym spójnym JA. Jest wiele wewnętrznych głosów, jeden opieprza, drugi chwali, trzeci narzeka, że wszystko do niczego. To chyba dobry przykład na to, jak schematy działają, takie, które mówią - Do niczego się nie nadajesz, nic nie potrafisz zrobić. Inne głosy muszą mnie przekonywać

Zmiany humoru

Tu oczywiście nic o piłce nożnej. Za to fajnie było na tym treningu. Zawsze coś tam z innymi grupami potrenuję, choć im tylko pomagam. Znowu przydało mi się coś z TaiChi. Nagrałem sobie ten mój trening, temu widzę lepiej jak to wygląda. Ciekawe na ile się poprawiłem, w porównaniu do tego jak grałem dwa lata temu. W sumie, to nie jest może aż takie ważne. Lubię tego trenera. Dzisiaj szedł na randkę, powiedział nam, bo zauważyłem, że miał nową fryzurę. żeby nie było, to on zauważył, jak ja miałem nową :) To znaczy, nową, jak nową, włosy trochę podcięte, czy coś. Ciekawy jest ten trening, bo czasami robię coś i czuję, że coś jest nie tak, a on mi tłumaczy, dlaczego tak jest. Zmieni się jakiś drobiazg i wychodzi inaczej. Nie napisałem dzisiaj nic, po powrocie, a byłem tam 5 godzin, musiałem się zdrzemnąć. Były nawet dwie fajne dziewczyny, czy nawet kobiety, tam, przynajmniej jedna w wieku już nie pierwszego roku studiów, zawsze coś. Po jakimś czasie człowiek zna wszystkich, z zawodów, czy

Obuchem w głowę

Śmiać mi się trochę w tym momencie chce, choć przed chwilą miałem zły humor. Może to wpływ kawy. W każdym razie wczoraj przyszedł rachunek za remont łazienki. W sumie, to tyle ile się spodziewałem, czyli dwa razy więcej niż było planowane. Nie było nikogo, żeby tego przypilnował. Kumpel, który miał to robić dał d..., zniknął na ten czas z radaru. On też ma coś z głową. W dodatku przyszedł protokół, co się tam nie zgadza z instalacją elektryczną. Niezależnie od tego, że ściana jest mokra. Muszą coś z tym robić, ale to chyba spółdzielnia. Do tego piecyk coś nie działa za dobrze od dwóch lat. Zapomniałem o czymś? Rano sobie leżę, czy siedzę, staram się skoncentrować na oddechu, czasami słucham trochę bicia serca, ale rzadko. Staram się uwolnić od myśli, krążących jak sępy w mojej głowie, albo po prostu powracających cały czas, mówiących mi -- I znowu zawaliłeś. Myślę, że ta medytacja mi pomaga. Staram się to robić codziennie, ustawiam sobie stoper, tak, żeby ileś tam minut wytrzymać, bo c

Nie mam ochoty się poddawać

Zamiast socjalizacji, to grałem cały czas, jak głupi, na tym spotkaniu paletkowym. Przy czym połowa ludzi grała w kosza. A szkoda, bo była tam jedna śliczna dziewczyna. Młoda oczywiście, w dodatku z chłopakiem, choć do końca to nie wiem. Takie to szczególnie moja głowa chyba lubi, wtedy wpadam w falę smutku, frustracji, bezradności i samotności. Zastanawiałem się ciężko, czy nie powinienem był zostać z grupą, bo część chciała na obiad, to dobra okazja na socjalizację, ale na koniec, to wróciłem do domu, bo chciałem na inną sesję paletek. Teraz może mam czego żałować, ale pewnie nie. Czemu o tym piszę. Może dlatego, że czułem, jak moje myśli zaczynają się miotać, no właśnie, samotność, smutek. Włączył się program szukania kogoś bliskiego, wiadomo, bez niego to ludzkość by wyginęła. Oczywiście, z drugiej strony moje lęki. I tak moja głowa wpada w normalny stan zamieszania. Bo chce, ale się boi, a że racjonalizuję, to widzę, że moje argumenty mi się mieszają, gdy emocje zbyt silne. Podobn

Emocje nie są niezmienne

Im dłużej się nad tym zastanawiam, im więcej sobie o tym piszę, tym bardziej wyraźny jest obraz tego wszystkiego, emocji, reakcji, bólu, lęku, smutku. Większości oczywiście nie rozumiem, o wielu rzeczach na pewno nie mam pojęcia, ale moje podejście niewątpliwie się zmieniło. To co się ze mną dzieje, było dla mnie kiedyś zupełnie niezrozumiałe. Coś mnie bolało, nie wiedziałem co, czułem głęboki smutek, chciałem się zabić, czułem się bezradny. Robiłem różne zwariowane rzeczy, narażając swoje życie i zdrowie. Emocje, te które miałem, były jakie były, bo jestem popieprzony, uważałem. Owszem, nadal mam ich wiele, lęku, bezradności, tyle, że teraz wiem, że to wyuczone, w dużej mierze, schematy reakcji. Reakcje emocjonalne nie różnią się wiele od jazdy na rowerze. Zostały one zapamiętane, w Amygdali, Hipokampusie, Thalamusie. Ktoś wspomina starą miłość, dlatego, że tak mu się to w głowie utrwaliło, pogłębia się, poprzez powtarzanie. Jest się nagradzanym dopaminą za wspominanie. Jak alkoholik

Nauka przechodzenia przez ścianę

Interesująca jest zmiana nastrojów. Rano jestem przeważnie do niczego, trudno mi się zabrać za coś. Jestem zmęczony, mało co ma sens, bo większość wydaje się być trudna. Uciekam w czytanie internetu. Wiadomo, tam można siedzieć całe życie. Siedzę w domu i duszę się trochę, pijąc kawę. Jakoś coś tam robię i powoli zaczynam iść do przodu. Potem jakoś się zbieram, coś tam zrobię z mojej listy. Teraz jestem w kafejce. Też niby coś tam piszę, ale nie duszę się przy tym. Może dlatego, że jest tu sporo ludzi, ładne dziewczyny przechodzą, a może dlatego, że nie jestem w domu? Dom kojarzy mi się jednak z niebezpieczeństwem, na poziomie podświadomości, czyli emocji. Czuję te emocje, wiem, ale oczywiście, nie wiem skąd się one biorą. Emocje nie mówią. Metodą dedukcji i porównać mogę stwierdzić, że to jednak lęki, raczej te z przeszłości. Tu, w kafejce, nie czuję ich, przynajmniej nie przy pisaniu. W domu nawet jak po prostu siedzę, to często jestem niespokojny, czy się duszę. To, że udaje mi się

Więc robię swoje

Jakoś udaje mi się coś zrobić codziennie, nie wszystko, co sobie zaplanuję, ale coś tam zrobię. Staram się po prostu robić swoje, ignorując to uczucie, no właśnie, to trudne do określenia. Czasami przymykają mi się oczy, czasami robi mi się gorąco, duszno, albo czuję chęć ucieczki. -- No i co z tego -- mówię sobie. Włączam muzykę i robię dalej. -- Po co to robisz, to nie ma sensu, nic Ci nie wychodzi, strata czasu -- przychodzi mi do głowy. -- A masz jakąś alternatywę? -- pytam. -- Jakąś praktyczną alternatywę? Wtedy na chwilę zalega cisza. Więc robię swoje, albo usiłuję.

Stare schematy,

NB (narkotyk-B) odpisała mi, że u Niej miłość kwitnie. Ano, spodziewałem się czegoś takiego. Odzywa się, żeby się pochwalić. Niech spływa. Ugryzło mnie to trochę, ale nie chcę się dać wepchnąć w stare schematy myślenia -- Jakby to było cudownie z Nią. Wcale nie wiadomo, jakby to było, a co najważniejsze, to nie jest ;) Dzisiaj tu wolne, dzień pracy, dlaczego drugiego, może, żeby nie obchodzić tego w niedzielę? Nie wiem. Chcę iść na kort, o ile jakiś będzie wolny, do kafejki, o ile będzie czynna. Mama współmieszkańca jest coś chora, więc on od wczoraj u niej siedzi. Muszę się skoncentrować na tym co robię, mniej czasu spędzać w internecie. Szukać dróg na obejście, przeskoczenie, czy zmiany schematów związanych z lękami. Schematów, czyli moich reakcji i zachowania, gdy mam coś zrobić. Wiem, że to lęki, zawsze to jakaś informacja. To, że się duszę, to nie na przykład astma, fale gorąca, to też nie coś niezwykłego, tylko Amygdala się włącza. Stare schematy mówią mi, że jest źle, że jestem

No i po co?

Rzeczywiście dołek dzisiaj, a może to też przez ten silny wiatr, jakby halny w górach. Wieje, potem przestaje, a potem znowu chałupą trzęsie. Jeszcze do tego kłopoty z lokatorką w Niemczech, oczywiście, znowu coś z piecykiem. Fachowiec nie chce tam chodzić, bo mówi, że to ona coś przestawia. Cyrk na kółkach, a ja się oczywiście stresuję. Piję kawę w kafejce. To nawet zabawne, wiem, że jestem w dołku, wszystko jest jakieś szare i trudne, bez sensu. Takie życie, trzeba robić swoje. Idę zaraz pograć, mamy też trening z trenerem. - Po co trenujesz, i tak się nie robisz przez to lepszy - mówi mi coś w głowie. - Bo mi to dobrze robi, trochę się poruszać? - odpowiadam sobie. Po prostu dalej, krok po kroku, czasami do przodu, czasami w miejscu, czasami wstecz i potem znowu, do przodu. Takie życie i tyle. Jeden z naukowców twierdzi, że nawet niektóre insekty mają jakąś tam formę świadomości, bo nie reagują na wszystkie impulsy tak samo. Wiadomo, świat jest o wiele prostszy, gdy się powie, że lu

Czasami dołek, ale co z tego.

Coś słaby dzień dzisiaj, zmęczenie i bezsilność. Tyle, że piję drugą kawę i staram się robić swoje, choć jeszcze wolniej niż normalnie. - Jestem w dołku - mówię sobie. Wczoraj na tym chodzeniu po ogródku linowym, czy jak się to nazywa. Nie było to specjalnie trudne, przynajmniej dla mnie, ale sporo z naszej grupy się męczyło. W sumie, to chodziło mi o to, żeby zmienić otoczenie i pobyć trochę z fajnymi ludźmi w lesie. Dzisiaj jestem trochę połamany, ale to też ciągnie się od soboty, gdzie sporo grałem, przez niedzielę, gdzie też sporo grałem. Wczoraj to jednak też trochę wysiłku kosztowało. Miło było na kolacji, objedliśmy się wszyscy, w jakiejś koreańskiej knajpce. Myślę, że jakiś czas temu, to po prostu surfował bym po internecie, albo wpatrywał się w ekran TV, tłumacząc to zmęczeniem. Teraz jednak wiem, że co z tego. To jak w pracy, trzeba się napić kawy i robić swoje. Dla mnie to praca nad własnym życiem, próba walki ze swoimi ograniczeniami, jak z kłopotami z pisaniem książki, czy
Wczoraj zawody. Gram w najniższej grupie, to znaczy, jest jeszcze niższa, ale tamta to dla początkujących. Przegrałem pierwszy mecz. Ręce mi się trzęsły, czyli normalka, popełniałem bardzo dużo błędów. Następne trzy gry wygrałem, ale brakło mi 3 punktów, żeby wejść do ćwierćfinału. No właśnie, miałem grać o 1:15, tyle, że gdy wszedłem na halę, to mnie od razu wywołali, o 12:20, czyli godzinę wcześniej. Byłem oczywiście sfrustrowany, bo mogłem ten pierwszy mecz wygrać, gdybym nie był taki zestresowany, ale i tak jest lepiej niż kiedyś. Po zawodach nie poszedłem na wspólną kolację, bo już było koło 21. - Pojedziesz do domu i będziesz się czuł sfrustrowany - mówiłem sobie. Ale z drugiej strony, to nie chciało mi się iść do jakiejś knajpki. - C..j z tym, czym ja się tak przejmuję - powiedziałem sobie. Wiem, że mam sporo deficytów w mojej grze, pracuję nad tym, jak i nad stresem. Podobnie mam, gdy próbuję pisać książkę. Trudno, mówię sobie, po prostu rób swoje. - Po co to wszystko robisz, z

Cudów nie oczekuję

No właśnie, kiedyś było mi źle i nie wiedziałem, że coś da się z tym zrobić. Nie mówię, że teraz mi cudownie, ale lepiej niż kiedyś. Na czym polega ta różnica? Myślę, że lepiej wiem, co się ze mną dzieje, co się dzieje w mojej głowie. Oczywiście, mogę sobie powiedzieć, że to co twierdzą naukowcy, co przeczytałem, czy obserwuję, to zupełna bzdura. Tyle, że wtedy mógłbym sobie równie dobrze powiedzieć, że jestem na przykład symulacją komputerową i nie jestem w stanie nic zrobić, bo ja, to tylko jakiś program skomplikowany. W pewnym sensie jesteśmy jakoś zaprogramowani, bo nasze emocje i myśli biorą się po części z tego, co przeżyliśmy. Ale po pierwsze, to nasz program ciągle się zmienia, bo uczymy się nowych rzeczy, często weryfikując w ten sposób stare przekonania, po drugie, to nie mamy jednego komputera w głowie, trzymając się tej analogii. Mamy ich niejako wiele, współpracują one ze sobą, raz lepiej, raz gorzej. Nasze JA też jest właśnie chwilowym wynikiem działań tych wszystkich ele

Lepiej coś robić niż uciekać

Dzisiaj w ciągu dnia miałem taki moment "nie chce mi się, nic nie ma sensu, zmęczony jestem". Przespałem się chwilę, napiłem kawy i jakoś udało mi się odkopnąć te myśli. Zanim to zrobiłem, to przyjrzałem im się trochę, tak, jakbym stał z boku. - Coś Ci mówi, że jesteś zmęczony. - Coś Ci mówi, że nic nie ma sensu. - Ale w sumie, to co z tego, jak wiesz, że to jakiś mechanizm obronny organizmu, który się czasami włącza. W stylu "nie ruszaj się, poczekaj, prześpij, odurz się". Zacząłem po prostu robić inny punkt na liście, który miałem na dzisiaj do zrobienia. I może to, albo tak kawa, jakoś mi pomogło. Obejrzałem sobie nagranie z tego, jak gram, tragedia, trochę. Ale, co z tego, chcę pewne rzeczy poprawić i nad nimi będę pracował. Coś mi mówi - To nie ma sensu. - Co ma sens - odpowiadam pytaniem na pytanie. A, że żadna odpowiedź wtedy nie przychodzi, to robię swoje, na zasadzie, "lepiej coś robić, niż uciekać w uśpienie". Tak jest przynajmniej w moim przypad

Czy istnieje logiczny powód

Wczoraj byłem na paletkach, to znaczy, w piątek i sobotę też, ale wczoraj grałem dużo singli. Nawet mi jakoś szło. Pewne rzeczy, które mi kiedyś nie szły, jakoś nagle zaczęły wychodzić, czyli trening daje jednak efekty. Oczywiście, przychodzi mi do głowy, że nie zawsze wierzę w to, że trening daje efekt. Coś w mojej głowie mówi - I tak się nic nie poprawi, nie zmieni, nie potrafisz. Ten emocjonalny głos często poddaje w wątpliwość moje zdolności, czy umiejętności, czy ogólnie, możliwość uzyskania jakichś zmian, poprzez pracę nad tym. - Poddaj się, uciekaj - pokazują mi moje emocje - i tak nic nie zrobisz. Tego nauczyło je dzieciństwo. Oczywiście, walczyłem, ale co oberwałem, to swoje, choć myślę, że gorszy było to, że tyle musiałem siedzieć w pokoju, bo strach było wyjść, nie mówiąc już o tym, że czegoś takiego, jak "iść się pobawić", to mój stary raczej nie tolerował. Sport, to w ogóle, bezsens dla Starego, podobnie jak muzyka. Oczywiści, gdy coś jest człowiekowi latami wpaj

Pocztówki myśli

Próbuję wyczuć moje lęki, wczuć się w nie, choćby po to, by wiedzieć jak je ugryźć. Czasami udaje mi się to, tak po prostu. Wiem, że muszę, bo stoję już plecami do ściany, gdy chodzi o zrobienie pewnych rzeczy, więc je robię. - Dlaczego się wcześniej za to nie wziąłem - mówię sobie potem - przecież to takie proste było, zajęło mi tylko pół godziny, a zabierałem się za to od miesiąca. Wiem, że tak często jest. Najtrudniej jest mi się zabrać. Interesuje mnie ten mechanizm, jak to działa. Wiem, włącza się jakiś schemat zachowania, on powoduje, że Amygdala daje sygnał do powstania objawów stresu, jak duszenie się, nacisk na klatce piersiowej, niepokój. Kiedyś mną jednak bardziej miotało. Teraz, może dlatego, że unikam pewnych sytuacji stresujących, jest mi może trochę lepiej, a może też duszę więcej w sobie? Obserwowanie emocji i reakcji organizmu, to trochę jak strojenie fortepianu. Trzeba się wsłuchać w struny, porównać je z innymi. - Co się dzieje, gdy pomyślę o zmianie klocków hamulcow

Samobójstwo jest ok, ale wolę walczyć.

To sobie piszę w mojej książce. Ale dlaczego nie chcę się zabić? Nie dlatego, że jest mi tak dobrze. Nie mam ani dziewczyny, ani pracy, mieszkam w wynajętym pokoju, u kumpla. Tyle, że to mój wybór, bo mógłbym wrócić do Niemiec i mieszkać sam, w mieszkaniu lepiej wyposażonym niż to, pracować, mieć pieniądze i codziennie zastanawiać się po co żyję i co ja tu w ogóle robię. Siedziałbym w pracy i dusiłbym się czasami, upijając się kawą, żeby móc przetrzymać ten dzień. W weekend budził bym się i bał iść na targ, czy do sklepu. Nie świadomie, ale po prostu czuł niepokój na myśl o wyjściu z domu. Szedłbym, po tym, jakbym się napił kawy. Pode mną mieszka tam człowiek, które prawie, że wcale z domu nie wychodzi. Nagle go coś złapało, musiał rzucić pracę, dobrze płatną. Jest już w stanie chodzić do parku, z grupą jakiś babć, choć on nie taki stary. Jeździ też samochodem. Wiem, jedno nie zaprzecza drugiemu, bo jak też potrafię jeździć, choć duszę się. Może też uciekłem od pracy? Myślę, że nie, bo