Posty

Wyświetlam posty z etykietą lęki

Samotność, czasami nie taka zła.

No i niedziela mi przeleciała, spędziłem ją oglądając YT, leżąc sobie na łóżku. Nawet nie dostałem bólu głowy, może to dlatego, że napiłem się herbaty, a może już nie mam odwyku od kawy. Postanowiłem sobie, że od dzisiaj już "mogę" pić kawę, ale wolałem się jakoś napić 3 letniej herbaty, niż zrobić sobie kawy. Herbata ma na mnie chyba lepsze działanie. Jest wieczór, jem kawałek makowca, popijając herbatą z mięty. To znaczy, zalewałem torebkę już teraz chyba ze trzeci raz. Nie ze względu na oszczędność, ale widziałem, że Bl tak robi, a poza tym, to nie chcę pić na noc mocnej mięty. Bl jest jeszcze na wschodzie, pewnie spotkamy się jutro, krótko, potem leci Ona do Kanady. Miałem dzisiaj parę sukcesów, która dla niektórych ludzi mogą wydać się śmieszne. Wyrzuciłem na przykład stary czajnik do gotowania wody. Jak mnie w zeszłym roku nie było, to ktoś kupił nowy, sprawdziłem, nie działał. Stał tak, od ponad pół roku, ja go chciałem naprawić. Dzisiaj spróbowałem. Rozkręciłem. Wycho

Jest jak jest

Stwierdziłem, że nie mam przyjaciół, tu w okolicy. Są raczej porozrzucani po całym świecie, po paru kontynentach nawet. To znaczy, tych przyjaciół których mam tutaj raczej ostatnio nie odwiedzam. To może dlatego, że mieszkają dosyć daleko, a ja nie mam samochodu, a może dlatego, że chcę mieć święty spokój? Ciekawe, czy mam więcej balansu w moich myślach, nie miotam się tak. Trudno mi to samemu ocenić. Dowiedziałem się, że zarabiam dużo mniej, niż niektórzy inni tu w pracy. Nie zarabiam źle, ale małpka w głowie zawsze chce większego banana, gdy widzi go u innej. Poranna medytacja niewątpliwe mi pomaga. Siedzę sobie na łóżku, czasami półleżę, raczej to ostatnie i po prostu kontroluję swój oddech. To taki start w nowy dzień. Za oknem budzi się nowy dzień, a ja przez jakiś moment oddalam się od wszystkich problemów mojego świata. Istnieje podobno od groma miliardów galaktyk we wszechświecie, więc, czym się tak przejmować. To też kwestia perspektywy. Coś w mojej głowie mówi "dziewczyna

Za oknem deszcz

Czas płynie. Bl wpadła na moment, było miło. żeby mi nie było smutno, to napisałem do NB (narkotyk-B), bo nie odzywała się od prawie, że miesiąca. Ostatnio, jak pytałem się co u Niej, to miała iść na jakiś zabieg do szpitala. Nie odpisała, wtedy. Więc piszę, że coś zniknęła z radaru, nie odpowiadając mi. Posłała zdjęcie na którym widać, że jednak odpisała. Tak to jest, jak człowiek posługuje się SMSem. Przeważnie dochodzą one, czasami nie, choć dostaje się  potwierdzenie, że niby doszły. Za oknem pada, ale rano udało mi się suchą nogą dojechać do roboty. Wczoraj udało mi się zrobić parę "obowiązkowych" rzeczy z mojej listy. Zauważyłem, że w to  uczucie niepokoju, ściskanie w żołądku i wrażenie, że się duszę, powoduje, że za niektóre rzeczy się nie biorę. Kiedyś może była to intuicja, gdy starałem się nie zwracać na siebie uwagi w domu, żeby nie oberwać. Teraz jest to zbędne przyzwyczajenie. Nic mi się nie dzieje, a duszę się trochę. Takie życie. Myślę, że codzienna medytacja

Sobota bez kawy, ale z kofeiną

Tak, bez kawy sobota, ale z kofeiną. Właśnie zrobiłem sobie czarnej herbaty. Nie piję kawy już prawie od dwóch tygodni. Rano piję tylko zieloną herbatę, zaparzaną w temperaturze około 60C. Nie, żebym stał z termometrem. Tyle, że raz, czy dwa razy zmierzyłem temperaturę. Mam termometr do herbaty, nawet polskiej produkcji. Czarnej herbaty nie piłem już od dłuższego czasu. Dlaczego nie piję kawy? Bo zauważyłem, że jej nadużywam i mam bóle głowy w niedzielę. Kawa, jak inne używki, traci na skuteczności, bo organizm się do kofeiny przyzwyczaja. To znaczy, kofeina blokuje receptory adenozynowe, to znaczy. Adenozyna mówi komórkom, żeby sobie trochę odpuściły. Jak komórki tego sygnału nie dostają, to zasuwają dalej. W dodatku wydzielane jest przez to więcej dopaminy, więc człowiek dostaje lekkiego kopa. Dopamina jest także wydzielana, jak człowiek widzi obiekt miłości, albo dziabnie sobie dawkę jakiegoś innego draga. W każdym razie, zauważyłem, że doszedłem już do 3-4 kubków kawy dziennie, a p

Piątek

No i piątek. Pogadałem na czacie z innym kumplem z Australii. Ma dom, dziewczynę, teraz psa. Fakt, musi zacząć szukać roboty, bo kończy studia. Mówi, że ma problemy z rozpoczynaniem rozmów z obcymi, czy ogólnie, ze sprzedawaniem swoim umiejętności. Wcale tego po nim nie widać, jest bardzo miły. Zgadaliśmy się na temat działania tego całego systemu. Ogólnie, to jak ktoś nie ma z tym problemów, to się tym raczej nie interesuje. To w sumie zabawne, że w głowie istnieją różne systemy, które nie zawsze ze sobą współpracują. Ten od emocji, limbiczny i ten nowy, od logiki. Co z tego, że wiem o tym, jak się i tak stresuję? Może to, że poprzez powolne oddychanie mówi się głowie, że wszystko w porządku, to uspakaja. Zauważyłem, że łatwiej mi się rano tych parę minut medytuje. Człowiek, to znaczy, moja głowa, jakoś się do tego przyzwyczaiła. Muszę o tym pamiętać i próbować to wykorzystywać w sytuacji stresowej. Tyle, że wtedy przeważnie o tym nie pamiętam. Idę zaraz na paletki. W środę był fajny

Gadanie o problemach

Tu już wtorek. Nie przepadam za niedzielami, ale lubię jednak weekendy. To się chyba nazywa paradoks ;) Obserwuję moje lęki, a poza tym, to żyję, lawirując trochę między nimi. W przyszłym tygodniu spotykam się na chwilę z Bl, która wraca na parę dni z farmy w Kanadzie. Ona też nie umie sobie chyba nikogo znaleźć. Nie pracuje na tej farmie bo by tutaj nic nie zarobił, bo miała pracę, którą rzuciła, stałą pracę. Pewnie chciała przeżyć coś nowego, kto ją tam do końca wie. Teraz ma tylko jeden dzień wolny w tygodniu, zamiast wolnego weekendu i pracuje do 12 godzin dziennie, czasami. Wczoraj musiała wstać przed 2 nad ranem, bo gonili kurczaki, by je oddać do rzeźni, czy jak się to nazywa, gdzie kurczakom się głowy ucina. Za oknem czasami pada, czasami nie. To interesujące ile mam barier w głowie. Ciekawe ile mają inni. Mimo wszystko, to nie jest to najczęściej tematem rozmów, nawet między przyjaciółmi. O problemach z nogą, czy plecami, o tym można pogadać z każdym. O problemach z głową racz

Nie lubię niedziel

Znowu niedziela, dokładnie mówiąc, to kończy się ona niedługo. Nie chce mi się coś do roboty. Od zeszłego poniedziałku nie piję kawy, żeby się trochę od niej odzwyczaić. Mimo wszystko czuję delikatne ćmienie w skroniach. Nie wiem, czy to jeszcze resztki przyzwyczajenia do kofeiny? Nie piłem dzisiaj nawet zielonej herbaty, byłem za to się przebiec, w parku. Wczoraj grałem w paletki, przez chyba 5 godzin. Między innymi z Su. Ona jest całkiem ładna, jak zdejmie te rogowe okulary. Su jest z Tajlandii. Miło się biegło przez park, już dawno tego nie robiłem. Tak sobie pobiegłem, na luzie. Kumpel zadzwonił, pyta, czy bym do nich nie wpadł, do Australii. On jest w miarę obrotny. Po takiej rozmowie telefonicznej mam wrażenie, że zupełnie nic nie robię. Jego dzieci uczą się w szkole Chińskiego. Pewnie niedługo będą umiały lepiej ode mnie, to mi nie poprawia humoru, ale trochę motywację? No właśnie, w niedzielę nie mam motywacji do niczego. Nie chce mi się po prostu walczyć, ale coś tam zrobię, n

Niedzielny ból głowy

W niedzielę padałem coś na pysk, jak to w niedzielę. Odsypiałem trochę, albo oglądałem jakieś reportaże na YT, większość o Korei Północnej. Koło 15, czy jakoś tak, zaczęła mnie głowa boleć. Może od wylegiwania się na łóżku, a może od czegoś innego. Postanowiłem w niedzielę nie pić kawy, więc podejrzenie było, że to też z tego powodu. Sprawdziłem w internecie. No właśnie, na pierwszym miejscu, jako efekt głodu kofeinowego podany jest ból głowy, szczególnie w weekendy, bo wtedy czasami pija się mniej kawy niż w ciągu tygodnia, siedząc w robocie. Taki ból głowy, zbliżony do migreny, gdzie czuje się lekkie mdłości. Nie napiłem się kawy, ale poszedłem zamiast tego na spacer, do pobliskiego dużego parku. Przebiegłem się nawet koło 200 metrów. Ból głowy jakoś powoli zniknął. To nie pierwszy raz, że czuję ból głowy w weekend, bo w ciągu tygodnia go nie mam. Bieganie pomaga, spacer najwidoczniej też. Nie mogłem wczoraj iść pobiegać, bo po pierwsze, to chciałem dać mięśniom odpocząć, a po drugie

KP, kto chce, ten nie wierzy.

Wczoraj, czyli w niedzielę, nie zrobiłem nic konkretnego. Jak to w niedzielę. Oczywiście, przeważnie mam zamiar coś tam porobić, czy poćwiczyć, ale kończy się na oglądaniu czegoś na komputerze. Wczoraj oglądałem sporo filmów dokumentarnych o Korei Północnej. To w sumie ciekawe, powoli pewne rzeczy układają się w jakąś całość, ze zbioru luźnych informacji powstaje jakiś tam obraz. KP czy DRKP, jak zwał tak zwał, ciągle ma jeszcze obozy koncentracyjne. Ludzie podobno jedzą nawet robaki, które żywią się trupami, bo tych się nie zakopuje zimą, gdy ziemia jest zamarznięta. To tak, tylko. Przy okazji obejrzałem parę polskich "specjalistów" od KP. Ogólnie, to jednak te polskie wypowiedzi to po części tragedia. Jeden narzeka, że jedzenie tam monotonne i idzie szukać hamburgera. Drugi twierdzi, że ten Kim Un, to wcale nie taki zły facet, bo się uśmiechnął, jak na defiladzie kobiety przed nim przechodziły. Możliwe, że takie podejście wynika po części z braku znajomości języka angielski

Akurat jest ładnie

NB (Narkotyk-B) odpisała na mojego smsa. Teraz mi przyszło do głowy, że uzależnienie od Niej zmieniło się. Od kokainy przesunęło się może w kierunku marihuany, czyli marychy. Tak sobie to wyobrażam, bo nigdy kokainy nie próbowałem. - Po co mi to - pomyślałem sobie, gdy pomyślałem o Niej. - To jeszcze dodatkowy faktor zamieszania w moim życiu. Myślę, że w pewnym sensie łatwiej jest człowiekowi żyć, gdy nie ma zbyt wiele wolności, to znaczy, nie chodzi mi o ograniczenia związane z lękami, o które się potykam. Raczej, o takie życie zgodnie z instynktem. Rodzina, wtedy dzieci, wtedy trzeba dbać i pracować po części dla dzieci, można sobie pomarzyć o innych krajach, ale raczej się tam nie pojedzie. - No bo mam dzieci, nie mogę wyjechać do innego kraju - można wtedy usłyszeć. Mam kumpla, który ma trójkę dzieci i pojechał żyć, na jakiś czas, do Australii. - Dzieciaki się angielskiego poduczą - powiedział mi. Tyle, że on jest w miarę zaradny. Blondi posłała mi zdjęcie. Plaster na głowie. Cielą

W deszczu

Napisałem akurat SMSa do NB (narkotyk-B), tak bez powodu, jedno zdanie. Może to dlatego, że tak szaro za oknami, pada. Trudno wyczuć. Wczoraj wreszcie sprzedałem koła do samochodu, który został oddany na złom już ponad rok temu. Ogłoszenie dałem już ze 2 tygodnie temu, ale, że to opony zimowe, to zainteresowanie było takie sobie. I tak, zbierałem się parę miesięcy za to, żeby to ogłoszenie zmajstrować, choć jest to prosta czynność. Widać po tym, jak przed pewnymi rzeczami uciekam. W każdym razie stresowałem się wczoraj, bo ktoś się zgłosił i chciał wpaść wieczorem. Logika mówiła mi, że przeważnie takie sprzedaże są nawet miłe, ale emocje mnie stresowały. Na koniec wpadł facet, też z takim typem samochodu jaki miałem kiedyś, nie umiał znaleźć miejsca na parking. Pojechałem z nim szukać. Potem obejrzał po łebkach te koła, powiedział, że potrzebuje tylko na ten sezon, a jego są już zjechane. Nawet się nie targował. W sumie, to było to nawet miłe przeżycie. Muszę sobie to zapamiętać. Ogóln

Lato i demonstracje

Piątek, G20, główna ulica prawie, że pusta, bo większość zakładów i biur pozamykane. Czasami przejadą samochody osobowe, czasami kolumna samochodów policyjnych na światłach. Na niebie słychać helikoptery, czasami widać jeden, czy drugi. Zmęczeni policjanci wsiadają do samochodu, demonstranci cieszą się, że utrudnili przejazd gościom. Odbili sobie na policji wczorajsze potraktowanie. Uważam, że dobrze jest demonstrować, choć tutaj wiem, że część tych ludzi ma ochotę porozrabiać. Dzieje się tak co roku na pierwszego Maja. W jednej z dzielnic rozwalają wtedy regularnie szyby w sklepach kapitalistów, podpalają samochody, oczywiście, kapitalistom. Przyjeżdżają na to ludzie z innych krajów. Po części, by się porozbijać, jak chuligani na meczu, po części, żeby popatrzeć. Ideologii w tym niewiele. Część z tych protestantów żyje pewnie z zapomogi, która "im się należy", oczywiście. Spróbowali by tak w innym kraju podemonstrować, w Turcji, Chinach, nie wspomnę już o Korei Północnej. Ni

Po prostu lęki.

Zastanawiam się oczywiście w jaki sposób lęki mną kierują. Zauważyłem dosyć prosty w sumie mechanizm, albo jeden z mechanizmów. Gdy zaczynam myśleć o czymś, co jest związane z sytuacją powodującą lęk, jak na przykład podróż do Polski, to po prostu trudniej mi się oddycha. W innym przypadku robię się niespokojny. To uczucie znika, gdy zmienię obiekt moich myśli. To podobnie jak wtedy, gdy myśli się o czymś smacznym do zjedzenia, czy ukochanej osobie. Wywołuje to jakąś reakcję, która powoduje, że mamy ochotę przez chwilę, krótszą czy dłuższą, lubować się tymi myślami, a dokładniej mówiąc to tym uczuciem, które wywołują. Wiadomo, nieprzyjemne sytuacje są po to, by ich unikać, nawet w głowie, w stylu, "o tym, to wolę nawet nie myśleć". Mózg jest dobry w tym, żeby upraszczać pewne sprawy. Widać to choćby po podejściu do zwierząt czy niewolników. Kiedyś niewolnicy byli dosyć przydatni i chyba mało kto chciał myśleć o tym, że mają oni swoje prawa, to normalni ludzie. Wygodniej było

Po prostu jestem

Spać mi się chce, choć da się nawet wytrzymać. Za oknem ciemne chmury, choć mój smartphone mówi, że ma być cały dzień słońce, dopiero koło 22.00 trochę deszczu. Kumpel z Australii odezwał się, że chce pogadać, następnego dnia, z rana. Na drugi dzień nie zgłosił się, aż do wieczora, kiedy napisał, że ma znowu spory dołek i myśli samobójcze, więc idzie do szpitala. Póki co, to nic o nim nie słychać. Wczoraj grałem w paletki, mogłem się trochę wyszaleć, do bólu nóg. Potem jednak lepiej śpię, tak mi się wydaje. To interesujące, że gdy rano się budzę, to naprawdę nic nie ma sensu. - Tak sobie teraz myślisz - chodzi mi po głowie - że nie ma sensu nic robić, ale wiesz, logicznie, że w ciągu dnia się to zmieni. No i tak było. Porobiłem moje ćwiczenia, które w danym momencie nie miały żadnego sensu, bo tak. Potem wsiadłem na rower i po przejechaniu kawałka jakoś zaczęło się robić przyjemniej, w sensie, neutralnie. Nie, żeby wszystko nabrało znaczenia, ale nie warto było sobie tym głowy zawracać

Tak sobie, nic nowego, opony

Latem budzę się wcześnie, tak koło piątej nad ranem. Dzisiaj koło czwartej, ale to może przez eksperymenty z herbatą ziołową. Nie mam problemów ze wstawaniem. To może też wynika z przyzwyczajenia. Dopóki mieszkałem w domu rodzinnym to nie było wylegiwania się w łóżku. Poza tym, to lepiej było szybko wstać, zanim Stary nie wstał, bo wtedy można go było spotkać w przedpokoju, czy gdzieś. Nie wiem nawet czy myłem rano zęby, jak chodziłem do podstawówki. Czasami wyskakiwałem jak najszybciej z domu, odlewając się gdzieś po drodze, choćby w piwnicy, byle by nie musieć zostać dłużej w domu. Tak mi się tylko skojarzyło. Wiadomo, jak spotkałem starego, to zawsze można było oberwać, jak nie od razu, to pod wieczór, jak się nie przeszło sprawdzianu czystości butów, czy fryzury. To ostatnie raczej nie było do przewidzenia, to trochę jak z policjantami, którzy się do czegoś chcą przyczepić przy kontroli. Tak długo będą szukać, aż znajdą. W każdym razie, to wczoraj udało mi się wstawić stare koła sa

Grawitacja

Dzisiaj nie chciało mi się wstać. Grawitacja ziemska wgniatała mnie w materac. Obudziłem się najpierw około 4, potem, pewnie, żeby nie było nudno, koło 5, wreszcie koło 6. Wczoraj było wolne, jakieś święto kościelne, więc człowiek się rozleniwił. W każdym razie, wiadomo, wstałem. Polazłem do kuchni i tam stał talerzyk, na miejscu na którym zawsze kładę rano komórkę. Porządek musi być, powiedziało coś sobie pewnie w mojej głowie. Przestawiłem talerzyk, w nagłym przypływie robienia porządków. Pewnie trochę jak na filmie rysunkowym, postawiłem go nieuważnie na krawędzi pomocnika, a on nie chciał zawisnąć na jego brzegu, więc spadł na podłogę. 2:0 dla grawitacji. Gadałem wczoraj z B, która siedzi na farmie w Kanadzie. Wakacje sobie zrobiła, work and travel. Jakoś zeszło znowu na te cielaki, bo akurat sporo roboty z nim, bo akurat sezon ich urodzin, czy jak to zwał. Lepiej pewnie jakbym nie pytał. - To one są potem na tej łące? - zapytałem jednak po wyjaśnieniu, że one się na łące rodzą. -

Cielaczek

Za oknem robi się chłodno, przez drzwi balkonu dociera miła bryza. Siedzę w kuchni przy zgaszonym świetle, w lekkim półmroku, bo dnie coraz dłuższe, tym bardziej tu na północy. Wiadomo, to nie to samo co kraje skandynawskie, ale jednak trochę północ. B dostała pracę, na farmie, biologicznej w dodatku. - Cielaczek się zgubił - napisała mi w jednej z wiadomości. - Szukamy go, w deszczu. - Co? - pytam - Coś go porwało, czy coś? - Był nowo narodzony, nocą. Tu jest w pobliżu potok, może do niego wpadł. Szkoda mi się zrobiło takiego zwierzaka, nawet nie wiem dlaczego, przecież go nigdy nawet nie widziałem. Dzisiaj po południu przyszła wiadomość - Cielak się znalazł, był gdzieś tam z tyłu. Cały i zdrowy. Nie wiem, co to znaczy "gdzieś tam z tyłu", ale B nie lubi się rozpisywać. Pewnie jak kiedy będziemy gadać przez telefon, to mi opowie. Przesunięcie czasowe robi swoje, czas wolny jest zdesynchronizowany. W niedzielę napisałem SMSa do NB (narkotyk-B). W sumie, to pytałem o jej psa,

Granice bólu i dołki

Wiadomo, każdy odczuwa ból inaczej, bo jest to coś subiektywnego. Jak się uprawia sport, to gdy człowiek jest napompowany adrenaliną, to często nie czuje bólu, w momencie kontuzji, albo potrafi go zignorować. To nierzadki widok, gdy ludzie "potejpowani", czyli z różnymi bandażami sportowymi dalej nadwyrężają swoje stawy, czy mięśnie. Czasami robi się to do momentu, gdy się po prostu nie da, bo organizm jakoś tam zdroworozsądkowo blokuje daną część, albo ból jest tak przenikliwy, że trzeba sobie odpuścić. To znaczy, sygnał bóli dociera nawet do tej oszołomionej głowy. Ja sam nieraz jakoś jeszcze walczyłem na zawodach, raz ze złamanym obojczykiem i łokciem, innym razem z zerwanym jakimś tam wiązadłem. Stephen Fry opowiadał o jakimś wojskowym, który rzucił się pod ciężarówkę, bo nie mógł wytrzymać tego wewnętrznego bólu, ciemnej depresji, czy stanów lękowych. Potem leżąc połamany w szpitalnym łóżku powiedział -- taki ból jest łatwiejszy do wytrzymanie, niż ten w głowie. Potrafię

Niskie bariery

Ludzie śmierdzą, chrząkają, gadają, czyli przeszkadzają mi tym. Czuję się może trochę jak ten jeden wariat z filmu K-Pax, który chodził z kąta w kąt powtarzając, że ludzie śmierdzą. Fakt, ja nie mówię tego na głos i nie zawsze mi to wszystko przeszkadza, ale czasami jestem wrażliwy na siorbanie, czy zapach jakichś szprotek w oleju, czy co tam kto jadł. Ciekawe jaka część populacji używa nitki do zębów. Trudno powiedzieć, a nie chce mi się sprawdzać. Japończycy podobno nie używają dezodorantów, za to kąpią się częściej. Nie wiem czy to prawda. Oglądałem jeden film dokumentarny w którym były między innymi mowa o portugalskich podróżnikach, uważanych przez Japończyków za barbarzyńców. Z tego chociażby powodu, że w Europie kąpiel nie była tak popularna, tak ze 300 lat temu. Japończycy zażywali jej dosyć często, taka już ich tradycja. Nie wiem, jak jest z myciem zębów u nich. Wczoraj zamiast iść na sport usiadłem sobie na łóżku w półmroku, słuchając spokojnej muzyki. To trochę jak balsam dl

Wygrane i przegrane

Wczoraj byłem na paletkach, jak i przedwczoraj, czy przez większość innych dni w tygodni. Nie zawsze gram, czasami po prostu coś sobie na boku trenuję, w tym jednym z klubów, gdzie ludzie tylko gry podwójne grają. Nie chce mi się z nimi grać, bo oni nie trzymają reguł gier podwójnych, to znaczy nie wszystkich, a poza tym, to szkoda mi czasu. Wolę popracować nad moją techniką. To taki mój aerobik. Zauważyłem, że praca nad techniką więcej mi przyniesie niż tylko takie sobie granie, nawet zaangażowane. W zeszłym roku miałem okazję pomagać w treningu jednej z najlepszych par graczy Australii, więc wiem jak oni trenują. Na treningu raczej nie "grają sobie", a raczej ćwiczą coś konkretnego. To jak z grą na instrumencie. Nie gra się kawałków od początku do końca, tylko pracuje nad pewnymi częściami, choćby dlatego, że program koncertu może zająć z godzinę. Ja sam grałem na końcowym chyba z pół godziny, w miarę bez przerwy, choć nie wiem już dokładnie jak długo to było. W każdym razi