Posty

Wyświetlam posty z etykietą pustka

Paletki, energia i Jet Li

Próbuję się wydrapać z dołka, od wczoraj. Czuję silny niepokój, nie wiem skąd się bierze. Po części pewni z tego, że mam nieustabilizowane życie. Nikt mi nie kazał tu przyjeżdżać. Ale było mi źle w pracy w Niemczech. Gdy jest mi źle, to próbuję coś zmienić, a że jest mi cały czas tak sobie, to cały czas szukam. Nie ja jeden. Widać to po niektórych pisarzach, jak Jack London, Hemingway. Włóczyli się po całym świecie, topiąc po części troski w alkoholu, bo w sumie, to z jakiego innego powodu by pili? Szukając energii na wyłażenie z dołka zaglądam trochę na rzeczy związane z "Kung Fu", jak się to popularnie nazywa. Jet Li, który w wieku 16 lat był mistrzem świata w demonstracjach wushu, czyli kung-fu, w jednym z wywiadów mówi, że "Twoim największym przeciwnikiem jesteś Ty sam". Nie miał on pewnie łatwo, jako dzieciak trenował 6 dni w tygodniu po 8 godzin, chyba nawet w jakiejś szkole z akademikiem, że widział rodziców raz na tydzień, z tego co pamiętam z innego wywiadu

"Miło by było", tak mi się pomyślało.

Stwierdziłem, że mnie ta moja lokatorka stresuje, nie wiem, jak ją wyrzucić, tym bardziej, że ma podobno raka kości. Tyle, że jak zwykle, nie wiadomo, co z tego prawda, a co nie. Podobno miała chemioterapię. Nie chcę w te tematy z nią wchodzić, bo mnie zacznie szantażować emocjonalnie. Mieszkała w mieszkaniu, podobno własnościowym, czy coś, gdzie chyba jej syn mieszka, w miasteczku obok, ale chce w dużym mieście, na co ją w sumie nie stać. Chce mieć dwa pokoje. Trochę mi to Greków przypomina. Korupcja, nieuporządkowany system finansowy, ale oni są biedni i mają wymagania. Niereformowalni. Byłem wczoraj na tych zawodach, było tylko 5 drużyn. Pierwszy w drużynie był na liście ten najsilniejszy, mieliśmy dobrego pierwszego. Kto w jakiej grupie lądował, to raczej przypadkowo. Tak się złożyło, że moja drużyna wygrała. Miło, mimo, że 3 mecze przegrałem, a w sumie grałem chyba 12, czy 16, w ciągu dwóch dni. Tyle, że nie były to pełne mecze, dwa wygrane do 21, ale jeden do 31. Dobre to było, ż

"Dom", czyli miejsce lęku

Coś się nie umiałem dzisiaj rano pozbierać. I tak nie było po co wcześnie wstawać, bo kort był wolny dopiero po 11, dobra wymówka. Mimo wszystko wstałem i próbowałem się jakoś zmobilizować, do czegoś. Ale jak tu się mobilizować, jak człowieka otacza coś w rodzaju pustki. To jakby kopać w powietrze, będąc zawieszony gdzieś w przestrzeni kosmicznej, między planetami. Wiedząc, że mi to może trochę pomóc, zrobiłem sobie kawy. Trochę pomogło, puściłem sobie jakiejś muzyki, tak sobie pomogło. W każdym razie posłuchałem trochę chińskiego. Tyle rzeczy mógłbym robić, próbować skończyć tą książkę, którą dla siebie piszę, albo popisać pamiętnik, nie mówiąc już o jakichś innym punktach z mojej listy "todo". Ale, skąd wziąć na to ochotę, czy energię? W każdym razie, coś tam porobiłem i poszedłem na siłownię, znaczy, na kort. Poćwiczyłem sobie, zastanawiając się, na ile to ma sens. Ogólnie, to co ma sens? Nie wgłębiam się w takie myśli, gdy coś tam sobie ćwiczę, bo i po co. Nie wiem, po co

Dzień w miejscu

Zamiast zrezygnować z biletu przesunąłem go sobie na koniec lipca. Kosztowało mnie to 100 EUR z groszami. Nie wiem już ile razy ten termin odlotu przesuwałem, ale tego biletu się już nie da "przesunąć" do przodu, bo w lipcu będzie miał już rok. W sumie, to przyjechałem tu nie wiedząc ile zostanę. Pierwszy raz przedłużyłem o 3 miesiące chyba, drugi, to już nie wiem. Nic konkretnego dzisiaj nie zrobiłem. Chiński mnie trochę załamuje, bo prawie, że nic nie rozumiem, jak ludzie mówią, czy z tego serialu, który sobie czasami oglądam. W każdym razie ćwiczę słuchanie. Mógłbym więcej struktury wprowadzić, do tego uczenia się, ale mi się nie chce. Słucham jakiejś ujmującej, chińskiej, melodii fletu, napisanej podobno w 177 A.D. Na paletkach mnie kumpel, który dość dobrze gra, pochwalił. Jak mówię, nie chodzi mi o granie, ale o fakt, że mimo tego, że często się spinam, jednak coś potrafię iść do przodu. Nie jest to za dobry dzień, ale bywało gorzej. Przynajmniej byłem na targu i trochę

Próby wychodzenia

Tak po prostu coś mnie dusi, mówi, że nic nie ma sensu. Chciałem poćwiczyć serwis, ale nie umiem się zabrać. Poćwiczyłem tylko jedną serię. Jestem jakby zalany ołowiem. Nie ma nawet jakiejś myśli przewodniej, która by mi mówiła, żebym czegoś nie robił. Z drugiej strony śmieję się oglądając serial do nauki Chińskiego. Faceci tam to przeważnie ciapy, a dziewczyny robią sobie z nich jaja, tyle, że jest trochę akcji, czyli nie tak źle, jak na serial do nauki języka. Szukam jakiegoś schematu, jakiegoś sensu, czy planu w tym wszystkim. Poszedłbym gdzieś do baru, próbował poderwać jakąś, ale nie wiem, albo się boję, albo nie widzę w tym sensu. Kiedyś byłem niezłym wariatem, miałem swoje światy, w których robiłem coś tam z pasją. Teraz przygniata mnie może szarość rzeczywistości, w której trudno odnaleźć mi kolory? NB nie odpisała, jak napisałem co jej jest, bo odpisała mi, że źle się jeszcze czuje. Myślę sobie, że w życiu prywatnym, to ona może być chyba ciężka, gdy chodzi o komunikację. Trud

Poszukiwanie potworów przeszłości.

Nie chce mi się dzisiaj nic. Rano nie poszedłem na korty, bo musiał bym przed 7 wstać, bo od 8 są zajęte. Teraz piję kawę z małą ilością już lekko skisłego mleka. Za oknem słońce, jak zwykle, ale chłodno, choć przyjemnie chłodno. Nie wiem, czy iść na tą siłownię, czy dać mięśniom odpocząć. To już trzeci dzień bez sportu. Zamelduję się na zawody, "masters", czyli dla tych powyżej 35. Jak popatrzyłem na zdjęcia z zawodów, to pomyślałem, że to nie ta liga, bo głupio mi będzie ich atakować, ale skoro kumpel tam chce grać, choć gra dwie klasy wyżej, to czemu nie ja. Jak tu wypełnić pustkę? W Europie ratuje się "uchodźców", czyli nielegalnych emigrantów, wydaje się bez sensu moim zdaniem, kasę na pomoc Grekom. Grecy nie mają uporządkowanego systemu ściągania podatków, czy ksiąg nieruchomości. Bałagan. Ale przynajmniej nie idzie 50% mojej kasy na te rzeczy, bo nie pracuję, poza tym, to jestem na drugim końcu świata. Musiałbym jednak zadzwonić do Niemiec, w sprawach urzędow

Jak wypełnić pustkę?

Zastanawiam się, od kiedy się moje problemy zaczęły. To znaczy, zastanawiałem się wieczorem, czy w nocy, bo wcześnie poszedłem do łóżka. Trochę się ponaciągałem, siedząc w łóżku, myśląc o życiu. W sobotę na paletkach widziałem, jak mały dzieciak, śmiejąc się złapał swojego rodzica za nogę, trzymając się jej. Automatycznie skojarzyło mi się to z moim dzieciństwem. Po pierwsze, to chyba nigdy się przy starym radośnie nie śmiałem, bo człowiek uważał cały czas, żeby nie zarobić na oberwanie w łeb, po drugie, to nigdy się do niego nie przytuliłem. Taka myśl napawa mnie nieco wstrętem, do dzisiaj. Kiedyś starego po prostu nienawidziłem. "W każdym razie czuję w sobie pustkę", myślę sobie, "a może uciekam przed czymś?". Zawsze byłem trochę dziwny. Ale to w sumie normalne, jak człowiek całymi popołudniami siedzi w pokoju, starając się nie robić hałasu. Myślę, że stary nas nienawidził, mnie i moją siostrę, ale bardziej chyba mnie. To by wiele wyjaśniało. Tak kiedyś moja siost

Azjatycka mieszanka

Wieczorem, po paletkach poczułem lekki ból gardła, migdała. Musiałem jeszcze odebrać A z lotniska. Skręciłem oczywiście nie tam gdzie trzeba, mimo GPSu, ale dotarłem do lotniska, gdzie zjechałem jedną uliczkę za wcześnie i wylądowałem na płatnym parkingu. Dobra, jakoś się z A znaleźliśmy. Wsiadamy do samochodu, parking płatny dopiero, gdy się przekroczy 30 minut, więc "spoko", myślę sobie. A gada jak najęta, dojeżdżamy do bramki, a ja wkładam bilet do pierwszego otworu, na bilet, myślałem sobie. A to był na kartę. Połknęło mi bilet. Od razu myślę, "co teraz kurna będzie, sporo kasy na to może trzeba wydać", czyli jak zwykle, moje optymistyczne podejście do sprawy. "Tam jest przycisk, pomoc", mówi mi A. Naciskam na przycisk, od razu odzywa się jakiś, nawet miły, głos "Dobry wieczór, w czym mogę pomóc". "Dobry wieczór", odpowiadam, "jestem takim idiotą, że włożyłem bilet do otworu na kartę, nie na bilet", odpowiadam. Trzeba powi

Walka, albo skulony jak jeż

Coś ostatnio słabe dni. Nie wiem w sumie dlaczego. Mam wrażenie, że marnuję czas, życie, nie robiąc nic. Wkurzają mnie te moje lęki, moja samotność. Fakt, siedzę sobie wygodnie w Australii, zawsze mogę na coś ponarzekać. Parę rzeczy odwlekam, nie umiem na nie znaleźć energii, blokady wydają się być zbyt wysokie. To jakby wspinać się na jakąś betonową górę, czasami poślizgnąć się i objechać znowu kawałek w dół. Nawet nie wiadomo, czy to właściwa góra, czy nie dojdzie się gdzieś, na wierzch tej piramidy i nie zobaczy, że tam nic nie ma, tylko betonowy czubek, ubity już może trochą przez jakiegoś turystę, czy po prostu zniszczony przez słońce, deszcz, mróz i wiatr. W każdym razie, to idę. Walczę. Może się czegoś nauczę, może nie, ale nie robiąc nic, też nigdzie nie zajdą. Dzisiaj rano leżałem wygodnie w łóżku, było ciepło pod kołdrą, koło szóstej nad ranem. Na zewnątrz z 10 stopni. Nie chciało mi się, ale pomyślałem, że trudno, nie mogę się tak wylegiwać, bo mnie to nigdzie nie zaprowadzi

Znowu do tyłu

Wczoraj coś znowu dzień do tyłu, za nic nie umiałem się zabrać. Byłem zmęczony, piłem kawę, mocną herbatę, kawę, nic nie pomagało. Na koniec oglądałem mecze z badmintona, bo akurat tu Australian Open. Mecze oczywiście na youtube, to paletki nie są tu w telewizji specjalnie popularne. Na sesjach badmintona, na które chodzę, też raczej Azjaci, choć paru białych też się zdarza. Dzisiaj rano męczył mnie niepokój. Nie poszedłem na siłownię, bo coś jeszcze czuję chyba nogi, jakiś połamany jestem. A może to po prostu wymówka? Nie wiem, ale nie chciało mi się wlec się tam, a potem nic porządnie nie robić, bo by mi nogi siadały. Trudno mi się dzisiaj do czegoś poderwać. Nie piłem rano ani kawy, ani herbaty, a niepokój nadal czułem. Chciałem coś robić, konkretnego, z mojej listy, o 10 rano, ale nie umiałem się zabrać, nie miałem energii. I tak, że wybrałem się tutaj, choć dużo lepiej się tutaj nie czuję, ale coś tam popiszę przynajmniej. Może, a może nie, może to stracone dwa dni. Nie pierwsze i

Głos w głowie "Nie dasz rady, przegrasz"

Zauważyłem wczoraj na paletkach, że w połowie gry zaczynam sobie tłumaczyć, czy się przed kimś, czy sobą samym tłumaczyć, dlaczego tą grę przegram. To nie po raz pierwszy, jak coś takiego się dzieje. Myślę, że dosyć często, szczególnie na paletkach, ale jestem do tego tak przyzwyczajony, że chyba nie zwracam na to większej uwagi. "Do niczego się nie nadajesz", słyszałem to bardzo często. "Nic z ciebie nie wyrośnie", to inny wariant, podobnie jak "nic z ciebie nie będzie". Nie zastanawiałem się nad tym specjalnie. Ale wczoraj grając w paletki zauważyłem jak sobie tłumaczę, w połowie gry, dlaczego ją przegramy, bo to była gra podwójna. "bo D jest zmęczony", powiedziałem sobie. Z D wygraliśmy parą meczy na zawodach. W jednym z nich, gdy przeciwnikowi brakowało jednego punktu do wygrania gry, a nam 4, powiedział mi "jeszcze to możemy wygrać". I wygraliśmy. Czyli ma on zupełnie inne podejście niż ja. Ale tą grę przegraliśmy, mimo, że poprzed

Maślanka

Coś jestem jak w błotku, znowu brodzę, nie widząc nawet brzegu. Czasami mam wrażenie, że się cofam, marnuję czas, że mnie lęki znowu do ściany przyciskają. Trudno mi się poderwać do czegoś. Fakt, coś tam z listy "todo" zrobiłem, ale jest mi tego za mało. Wczoraj nie poszedłem do kafejki i czułem jak mnie lęki zaczynają łapać, jaki taki niepokój, nie niepokój, trudny do określenia. Wypiłem kawę, potem herbatę. Nic. Na obudzenie się słucham sobie muzyki, która ma trochę energii w sobie. Wczoraj byłem na paletkach, coś słabo mi szło i ścięgno Achillesa mnie bolało i uda, kolana, w ogóle. Myślę, że więcej meczy przegrałem niż wygrałem. Nogi to mnie jeszcze z moich ćwiczeń we wtorek bolą i w poniedziałek. Fakt, w jednym z meczy, grałem akurat z jedną bardzo miłą Chmurą-Księżycową, bo tak się nazywa, YueYin. Przegrywaliśmy dosyć wysoko, ale jakoś się zebraliśmy. Pod koniec pomyślało mi się, że chcę to wygrać i wygraliśmy. To sprawa nastawienia, koncentracji, zauważam to często. Dzi

Ukryte w pamięci

Dzisiaj rano obudziłem się bez uczucia niepokoju. W sumie, to budziłem się w nocy parą razy. Wieczorem, leżąc już w łóżku, starałem się trochę poćwiczyć oczy, to coś w rodzaju medytacji. Starałem się kontrolować oddech, fajne ćwiczenie. Wczoraj wieczorem przypomniałem sobie, jak się nazywa rodzina z moich ulubionych opowiadań science fiction, gdy miałem może 16 lat. Próbowałem sobie przypomnieć przez parą lat chyba, dopiero wczoraj mi to do głowy wpadło. To znaczy, widziałem już wcześniej, że nazwa jest w tym stylu, ale nie umiałem tego znaleźć. Wczoraj naraz to było. Dwie litery w środku nazwy przestawione, w mojej pamięci, ale dało się już znaleźć na googlu. Gdy zacząłem czytać jedno z opowiadań, to przypomniało mi się to zdanie które akurat czytałem, pierwsze zdanie z opowiadania. Może niedokładnie, ale wiedziałem, że to raczej o te opowiadania chodzi. Wniosek z tego taki, że gdzieś się tam w pamięci te informacje kołaczą, dostęp jest tylko utrudniony. To, że dużo w pamięci pozostaj

Dziś do tyłu

Coś dzisiaj jestem ciągle do tyłu, trochę jeszcze zakwasy, trochę jakiś taki niejaki. Czuję, jak mi sadło na brzuchu rośnie, bo nic nie robiłem do dwóch dni, prawie, poza tym, to się obżerałem przez ostatnich parę tygodni. Denerwuje mnie to sadło. A ma przynieść nagrania z zawodów. W sumie, to szkoda, że nie zrobiliśmy drugiego miejsca, trochę może w tym mojej winy, ale z 9 gier grałem tylko 3, w półfinale, tak, że gdyby reszta wygrała tych pozostałych 6 meczy, albo choćby 5, to byśmy byli dalej. Coś mnie w dodatku ucho boli, przewiało mnie, czy jak. W nocy, to tu koło 10C, w ciągu dnia dobija do 25C, czy 26C. Postanowiłem sobie, że będę się starał ruszyć tą listę "todo". To nic nowego, to postanowienie, ale jak cholernie trudno mi się za to zabrać. Interesujące, a równocześnie wkurzające. NB (narkotyk-B) się nie odezwała znowu. Jakieś zwoje w moim mózgu tęsknią za nią, z jakichś tam irracjonalnych powodów, a może dlatego, że kiedyś była blisko i jest w miarę dosyć ładna? Nie

Idę wcześniej spać, po trunieju

Dzisiaj padam na nos, sporo mięśni mnie po wczorajszym turnieju boli. Na tym turnieju chciałem między innymi trenować moje podejście do lęku. Nie zastanawiałem się tym razem ile chcę wygrać, po prostu chciałem grać i na ile się da wygrywać. W związku z tym, że był to turniej zespołowy, było nas 6 osób, które grały w różnych konstelacjach razem. Ja byłem w miarę najsłabszy z facetów, myślę sobie. Muszę się jeszcze sporo nauczyć. Ale w pierwszych grach grupowych, a grałem 12 gier, wszystkie wygraliśmy, razem z moim partnerem, czy partnerką. Dopiero w półfinale, bo do czegoś takiego doszliśmy, przegrałem wszystko. Co było ciekawe. Na początku byłem bardzo spięty. Po tym, jak wygraliśmy z pierwszymi przeciwnikami, była kola na kolejnych. Tak mi się w tej 4-tej grze ręce trzęsły przy serwie, to znaczy, palce, że miałem wrażenie, że nie dam rady porządnie zaserwować. Parę razy dałem trochę w bok, ale przeciwnik i tak nie zdążył zareagować. Po jakiejś 8-ej grze byłem dużo spokojniejszy, choć

Walnąć i uciekać

Siedzę w centrum handlowym, więcej tu Azjatów niż białych. Z głośników piosenka francuska, "zupełnie zwariowany", śpiewają. To zabawne, umieć rozumieć tyle języków. Czasami czuję się jak doktor Doolittle, tyle, że od ludzi. Pracuję dalej nad rozumieniem Chińskiego. Niektóre zdania już rozumiem, nawet zaczynam więcej z tego serialu do nauki rozumieć. Powtarzam sobie pojedyncze zdania, starając się rozpoznać co mówią. Znam najczęściej znaki, czy jak się to po polsku nazywa, ale najczęściej nie wyłapuję ich słuchając. Gdy na paletkach coś mówią, to łapię pojedyncze zwroty, czasami jakieś krótkie zdanie, ale ciągle nie łapię rozmów. Chociaż, i tak to lepiej niż kiedyś, gdy myślałem, że nie jestem w stanie w ogóle nic zrozumieć. Byłem u fryzjera. Facet z Bośni. Jego jakiś krewny, o tym samym nazwisku, gra w drużynie z Dortmundu, nawet znałem nazwisko. Rano budzę się i czuję, jak powoli zakrada się niepokój. Wiem, że mogę sobie na to pozwolić, żeby jeszcze parę miesięcy nie pracowa

Letnia jesień.

Siedzę w kafejce. Coś ostatnio mi się nie chciało pisać, tutaj. Samochód w Niemczech nie przeszedł przez przegląd techniczny, nie wiem, czy warto w niego ładować, tym bardziej, że nie wiem, kiedy wrócę. Tu mam inny samochód. Tamten, na złom? Razem ze wspomnieniami? Może i lepiej. Po co trzymać balasty u nogi i tak mam ich za wiele w głowie. Skończyłem te lekcje chińskiego, które sobie kupiłem. Teraz będę je jeszcze raz przerabiał. Na każdych paletkach staram się coś po ichnemu, czyli chińsku powiedzieć. Jest parą miłych osób, które mnie poprawia. Z rozumieniem nadal spory kłopot, ale pracuję nad tym. Strasznie wolni mi ten język idzie. Dzisiaj nie poszedłem na siłownię, bo jestem trochę połamany, a nie chcę dostać kontuzji. Wczoraj wieczorem grałem jeszcze do 9, wiadomo, z przerwami, ale trzeba było się wysilać i nabiegać. Rano też biegałem na siłowni, to znaczy, ćwiczyłem kroki. Stwierdziłem, że muszę nauczyć się wygrywać, by nie mieć uczucia, że jestem bezradny. Grałem z A na trening

Powracająca przeszłość

W ciągu weekendu nic nie robiłem, nie byłem nawet w kafejce. Nie chciało mi się. Nie czułem też uczucia duszności. Piłem dużo kawy i herbaty, dlatego może źle spałem. Zjadłem też sporo czekolady z orzechami, może ze dwie tabliczki w ciągu 4 dni. Ciekawe dlaczego nie mam tego uczucia duszności. Fakt, uciekam od robienia niektórych rzeczy, a może to dlatego, że piję tyle kawy, czy czarnej herbaty? Jutro idę na siłownię, jak mi się będzie chciało. Pouczyłem się nawet trochę Chińskiego, ale rozumienie nadal mi strasznie trudno przychodzi, choć jest nieco lepiej. Z filmów nie rozumiem prawie nic, nie licząc jakichś pojedynczych zdań. Wczoraj po południu nauczyłem się jednego słówka, które się z dwóch znaków składało. Wieczorem próbowałem sobie je przypomnieć. Pierwszy znak się udał, jest dosyć logiczny. Ale drugi gdzieś zniknął. Zastanawiałem się, czy zniknął na zawsze, jakoś się zgubił z pamięci, czy może gdzieś tam jeszcze jest, ale ja nie umiem go znaleźć. Wieczorem siadłem na łóżku, gdy

Ignorowanie duszności

Powoli zaczynam rozumieć niektóre zdania z Chińskiego, albo choćby ich kawałki. To zawsze fascynujące, jak z jakiegoś "blabla xiaociao" człowiek nagle wychwytuje znane słówka. Jakoś mi lepiej po tych zawodach, może dlatego, że udało mi się chociaż w jednym meczu, na którym mi zależało, lęk pokonać. Wczoraj też, zamiast do kafejki, siedziałem w domu, robiąc coś z papierami, co miałem do roboty. Wypiłem sporo herbaty, to fakt, ale coś konkretnego zrobiłem. Wczoraj przez ponad 4 godziny na paletkach. Powoli mi trochę forma wraca. Nawet mnie wzięli do grania ci z lepszych, w tym klubie, to znaczy, nie ci najlepsi. I tak było mało ludzi, relatywnie mało. Jeszcze mnie mięśnie bolą po tym weekendzie. Gdy mam coś zrobić, to czuję napięcie, trudniej mi się oddycha, ale w pewnym sensie ignoruję to, na ile się da. Na zawodach starałem się w czasie gry, czy przynajmniej na początku, świadomie bardzo głęboko oddychać. To chyba też pomagało. Szkoda, nie pomyślałem, ale, jakbym się postarał

Po zawodach

Siedzę w kafejce. Kawa coś nie pomaga, choć zamówiłem dzisiaj dużą. Te zawody mnie chyba coś  z rytmu wybiły. Przed zawodami postanowiłem sobie, że chcę wygrać przynajmniej 3 gry, bo jadę na 3 konkurencje. Pierwszego dnia grałem 5 gier, z tego wygraliśmy tylko 2, bo grałem podwójną, mieszaną i z facetem. Mało brakowało, a byśmy wygrali jeszcze jedną, w mieszanej, ale popełniłem dwa błędy na koniec, pod rząd. Trudno. W podwójnej, którą grałem najpierw, byłem niewątpliwie zdenerwowany. Przegraliśmy pierwszą, a potem w rundzie pocieszenia o mało nie zaczęliśmy przegrywać ze słabym przeciwnikiem. Mój partner dostał kopa energii i zaczął popełniać błędy. Czyli, jak ja się stresuję, to nieruchomieję, w pewnym sensie i popełniam błędy, on znowu biega jak oszalały, popełniając błędy. W niedzielę grałem pojedynczą. Pierwszą grę przegrałem, stres, grałem tylko na przeciwnika, albo w siatkę, czy out. Potem czekałem dosyć długo na drugą grę, w rundzie pocieszenia. Miałem dosyć dużego przeciwnika.