Posty

Wyświetlam posty z etykietą smutek

Spocony w nocy. Coś mi się śni?

Nadal coś się nie umiem pozbierać. Zastanawiam się, czy jest sens tu jeszcze tyle czasu siedzieć, prawie rok. Nie chce mi się. A może to lęki? Mogę robić co chcę, a siedzę w domu i się duszę. Chciałem iść na kort, poćwiczyć, ale nie umiałem się pozbierać. Jadę zaraz potrenować trochę z Z. Jakoś to wszystko takie bez sensu. Tęsknię trochę za NB (narkotyk-B). To po prostu taka jakaś ucieczka, od tego lęku teraz. Tyle, że nie oglądam raczej TV, staram się uczyć tego Chińskiego, żeby coś umieć czytać, żeby nie musieć się tylu słówek uczyć. Coś tam powoli może mi wychodzi, ale strasznie powoli. Nic nie piszę, nic nie robię, mandat mnie dobił, dusi mnie. Nic to, pakuję rzeczy i jadę na te paletki. Mandatu jeszcze nie zapłaciłem. Powoli się cieplej robi, w ciągu dnia 26C, w nocy już nawet koło 16. I tak się budzę w mokrej koszulce, zdejmuję ją, czasami zakładam drugą, czasami nie. Ciekawe dlaczego się tak pocę, coś mi się śni?

Wolę popełniać błędy, niż nic nie robić, uciekać.

Po prostu coś mnie dusi. Trudno powiedzieć co. Najchętniej, to bym uciekł w czytanie wiadomości, jakichś gazet internetowych. czy komentarzy przy tych wiadomościach. Wiem, że to ucieczka, od tego mojego uczucia, lekkich mdłości. Słucham spokojnej muzyki, chyba ta lepsza od tej szybkiej. Widząc różne kobiety, czy dziewczyny myślę sobie, że brakuje mi kogoś do przytulenia się, pary ciepłych piersi. Za oknami nawet dosyć chłodno, lekko pochmurnie. Byłem na targu, potem w sklepie. Wszędzie tyle istot płci odmiennej. "Muszę zbierać dobre momenty", pomyślałem sobie, wracając samochodem do domu, "na takie chwile jak ta". I tak dobrze, że zdaję sobie sprawy, że będzie lepiej, że to taki moment, czy dzień. Za godzinę trening, który sobie sami urządzamy. Mamy dostęp do hali, możemy tam trenować. Po prostu walczyć. Nawet jak nie wszystko wychodzi optymalnie, to lepiej starać się robić coś konkretnego, niż tylko uciekać, czując frustrację i złość na siebie samego, że nie daję s

Po prostu walczyć, nawet jak deszcz pada.

Byłem w sobotę na zawodach. Muszę przyznać, że myśl o tym zawodach dosyć mnie stresowała. Mimo wszystko starałem się przygotować jakąś strategię. Napisałem sobie nawet na nadgarstku lewej ręki pierwsze litery metody "navy seals", czyli "Stawianie sobie celu", "Wizualizacja", "Mówienie do siebie, pozytywne " i "Powolne oddychanie, szczególnie wydech". W pierwszym meczu singla byłem nieźle zdenerwowany. Grałem przeciwko jakiemuś starszemu facetowi, miał dobry backhand, w miarę, to widziałem. Pierwszego seta przegrałem, a gra się do dwóch wygranych setów. Nie trafiałem porządnie lotki, serwy za krótkie. Ale przegrałem nie za wysoko. W drugim secie, jakoś lepiej mi szło, tak, że nie miał on szans, podobnie w trzecim. Wygrywając ten mecz wypełniłem niejako moje pensum, bo chciałem wygrać przynajmniej jeden mecz. Starałem się myśleć o powolnym oddychaniu i o tym, żeby się po prostu koncentrować na następnym punkcie. Drżenie rąk powoli mi prze

Przypadki, schemat jak masochizm?

Wczoraj odbierałem AM, bo zawiozłem ją na kurs, więc potem odbierałem, żeby ją zawieźć do jej samochodu, który rano ktoś zablokował. Byliśmy razem na zebraniu trenerów. Mój też zablokowali, ale kobieta dosyć szybko odblokowała. W każdym razie, siedzę sobie, przed tym biurem kursantów, czekając na AM, a tu nagle drzwi samochodu się otwierają. Patrzę zdziwiony, a to mój współmieszkaniec. Okazuje się, że on tam pracuje, ma biuro w tym samym budynku, a hale są zaraz obok. Przypadki rzeczywiście chodzą po ludziach, bo raczej się nigdzie indziej nie smykam, a to był zupełny traf, że tam pojechałem. Takie rzeczy dają człowiekowi do myślenia. Może rzeczywiście jest jakaś siła, która czymś tam kieruje? Tyle, że co to miało dać w tym przypadku? Jakiś długoterminowy plan tej siły? Bo mojego współmieszkańca to i tak widzę prawie, że codziennie. Wczoraj na treningu przegrałem w singla. Byłem przez to smutny i sfrustrowany. Stwierdziłem, że nie warto być w takim nastroju, bo to tylko gra. Nie ma co

I co dalej w życiu?

Dzień zaczął się bez sensu, czyli jak zwykle. Byłem jakiś połamany, za oknem balkonu silny wiatr, poza tym, to zimno. W nocy zmieniłem koszulkę, bo była mokra, coś się znowu pociłem. Kawa mało co pomogła, ale posłuchałem trochę piosenek, bo się ostatnio z AM wymienialiśmy. Koło 12 dowlokłem się na kort, z bolącymi plecami i ramieniem. Potem kafejka. Kupiłem sobie dzisiaj nawet kurczaka z grilla, w sklepie. Kupuję tylko te "wolnochodzące", "free range", bo do tych innych, to nie mam sumienia. Poczytałem ostatnio trochę na temat mózgu, czytam, czy oglądam też o tym, jak się można uspokoić. I tak myślę, że jestem trochę spokojniejszy, tym bardziej teraz, jak zjadłem pół tabliczki czekolady, prawie, że na raz. Dobra, chyba 2/3, 200 gramowej, ale ciemnej, z orzechami. Wyobrażam sobie, jak ten hippokampus i amygdala u mnie działają, jak to działa tam, w mojej głowie. Poza tym, to chcę zastosować trochę metod na uspakajanie, takich, jakich między innymi navy seals używają.

Trzymać lęki w ryzach

Znowu poranek bez sensu. Już prawie 10, a ja jeszcze nic konkretnego nie zrobiłem. Nie poszedłem na siłownię, bo po południu idę pograć. Nie chcę przeginać, albo może mi się po prostu nie chce. Rano jest chłodno, tu nie ma ogrzewania. Nie mam ochoty widzieć B rano, nie wiem dlaczego. On też nie jest chodzącą radością, więc to może jak zderzenie dwóch gór lodowych. Jesteśmy uprzejmi rano, ale widzieć mi się go nie chce. Może to też jakieś ukryte lęki, tyle ich mam. "I co ja tu robię", pytam się co chwilę, szczególnie rano. Ale póki co, to nie widzę innej alternatywy. Próbuję tu coś z moją głową zrobić. Jestem jakiś zmęczony, mam afty. Pralka właśnie skończyła i wygrywa jakąś pokopaną melodyjkę. Muszę zaraz pranie powiesić. Muszę się jakoś pozbierać i wybrać do kafejki, choć czuję się strasznie ciężki. Czasami ta ciężko emocjonalna część mózgu ma spory ciężar, trudno to zmęczenie przegonić, choć wiem, że muszę. Gdy go nie przegonię, nic nie zrobię. A tak, to chociaż uczę się mo

Znowu do tyłu

Wczoraj coś znowu dzień do tyłu, za nic nie umiałem się zabrać. Byłem zmęczony, piłem kawę, mocną herbatę, kawę, nic nie pomagało. Na koniec oglądałem mecze z badmintona, bo akurat tu Australian Open. Mecze oczywiście na youtube, to paletki nie są tu w telewizji specjalnie popularne. Na sesjach badmintona, na które chodzę, też raczej Azjaci, choć paru białych też się zdarza. Dzisiaj rano męczył mnie niepokój. Nie poszedłem na siłownię, bo coś jeszcze czuję chyba nogi, jakiś połamany jestem. A może to po prostu wymówka? Nie wiem, ale nie chciało mi się wlec się tam, a potem nic porządnie nie robić, bo by mi nogi siadały. Trudno mi się dzisiaj do czegoś poderwać. Nie piłem rano ani kawy, ani herbaty, a niepokój nadal czułem. Chciałem coś robić, konkretnego, z mojej listy, o 10 rano, ale nie umiałem się zabrać, nie miałem energii. I tak, że wybrałem się tutaj, choć dużo lepiej się tutaj nie czuję, ale coś tam popiszę przynajmniej. Może, a może nie, może to stracone dwa dni. Nie pierwsze i

Głos w głowie "Nie dasz rady, przegrasz"

Zauważyłem wczoraj na paletkach, że w połowie gry zaczynam sobie tłumaczyć, czy się przed kimś, czy sobą samym tłumaczyć, dlaczego tą grę przegram. To nie po raz pierwszy, jak coś takiego się dzieje. Myślę, że dosyć często, szczególnie na paletkach, ale jestem do tego tak przyzwyczajony, że chyba nie zwracam na to większej uwagi. "Do niczego się nie nadajesz", słyszałem to bardzo często. "Nic z ciebie nie wyrośnie", to inny wariant, podobnie jak "nic z ciebie nie będzie". Nie zastanawiałem się nad tym specjalnie. Ale wczoraj grając w paletki zauważyłem jak sobie tłumaczę, w połowie gry, dlaczego ją przegramy, bo to była gra podwójna. "bo D jest zmęczony", powiedziałem sobie. Z D wygraliśmy parą meczy na zawodach. W jednym z nich, gdy przeciwnikowi brakowało jednego punktu do wygrania gry, a nam 4, powiedział mi "jeszcze to możemy wygrać". I wygraliśmy. Czyli ma on zupełnie inne podejście niż ja. Ale tą grę przegraliśmy, mimo, że poprzed

Maślanka

Coś jestem jak w błotku, znowu brodzę, nie widząc nawet brzegu. Czasami mam wrażenie, że się cofam, marnuję czas, że mnie lęki znowu do ściany przyciskają. Trudno mi się poderwać do czegoś. Fakt, coś tam z listy "todo" zrobiłem, ale jest mi tego za mało. Wczoraj nie poszedłem do kafejki i czułem jak mnie lęki zaczynają łapać, jaki taki niepokój, nie niepokój, trudny do określenia. Wypiłem kawę, potem herbatę. Nic. Na obudzenie się słucham sobie muzyki, która ma trochę energii w sobie. Wczoraj byłem na paletkach, coś słabo mi szło i ścięgno Achillesa mnie bolało i uda, kolana, w ogóle. Myślę, że więcej meczy przegrałem niż wygrałem. Nogi to mnie jeszcze z moich ćwiczeń we wtorek bolą i w poniedziałek. Fakt, w jednym z meczy, grałem akurat z jedną bardzo miłą Chmurą-Księżycową, bo tak się nazywa, YueYin. Przegrywaliśmy dosyć wysoko, ale jakoś się zebraliśmy. Pod koniec pomyślało mi się, że chcę to wygrać i wygraliśmy. To sprawa nastawienia, koncentracji, zauważam to często. Dzi

Walka z blokadami, po raz któryś

Rano, gdy się budzę, to czuję niepokój. Coś mnie lekko dusi, niezależnie od tego zwykłego uczucia niepokoju. Czyżby to refleks z przeszłości i to, że jestem w obcym w sumie miejscu? Nie chce mi się już tu trochę siedzieć, mimo, że codziennie słońce za oknem świecie. Ale, czy było by mi w Niemczech lepiej? Czego mi brakuje? Walczę z moimi blokadami, które mi mówią, że nic nie ma sensu, że nic się nie zmieni, więc nie ma co się wysilać. Czasami jest to po prostu jakieś trudne do określenia uczucie, jakby mnie tysiące małych dłoni trzymały, albo jakaś elastyczna sieć owijała się wkoło mnie. Gdy jechałem samochodem do kafejki, to znaczy tutaj, to też czułem niepokój. Trudniej mi się oddychało, trochę trudniej jest mi się skoncentrować. Trudno mi sobie wyobrazić, że coś może być inaczej, ale co jakiś czas coś się zmienia. Boję się przyszłości? Facet koło mnie pokasłuje, denerwuje mnie to, nie mam ochoty być chory. Ta klima może tu ludzi rozwala, bo na zewnątrz ze 24C, a tutaj czasami zimnic

Słońce i herbata

Zastanawiam się, czy posłać NB (narkotyk-B) jakieś życzenia urodzinowe. Ma gdzieś na dniach. Czy ma to sens? Pewnie nie, ale może tak, a może nie. Jak zwykle nie ma jasności w mojej głowie. Podobnie jak z samochodem w Niemczech. Czy warto w niego coś jeszcze włożyć, żeby miał przegląd techniczny? Łatwiej by mi było, gdybym wiedział ile tu jeszcze zostanę. Najdłużej, to jeszcze rok, myślę sobie. Ale może krócej? Mam jeszcze bilet samolotowy, też bym go musiał oddać, bo już go nie mogę przedłużyć, też się zastanawiam. Tak, moje całe życie, to zastanawianie się, próba przeniknięcia mgły, który otacza moją głowę. Rano budzę się niespokojny, tak po prostu już jest. Czy byłbym spokojniejszy, gdybym się miał do kogo przytulić? Nie wiem. Wiem, że mam w sobie więcej spokoju niż kiedyś, gdy z kimś byłem. Nie miotam się tak. To znaczy, nie jestem może tak zmuszony do miotania się, bo nie muszę być jakiś, na wiele rzeczy nie muszę się decydować. Gdybym był z kimś, to było by inaczej, wiem o tym. I

Szukanie metod do walki z lękami

Dzisiaj obudziłem się coś smutny. "Co z tego", pomyślałem, pozbierałem się i powlokłem się koło 7 na siłownię. "Powlokłem się", to odzwierciedla raczej stan mojego ducha, bo pierwszych paręset metrów jest ostro z górki, a ja na rowerze. Nie lubię powrotów, bo trzeba się wdrapywać. Poćwiczyłem coś na paletki. Mam ochotę trochę poprawić moją technikę, kroków i uderzenia. Potem trudno mi było wyjść z domu. Senność, zacząłem się objadać orzeszkami. Jakoś się jednak wybrałem, ale samochodem, bo tu już znowu ze 27C. Nie chodzi mi o zmęczenie, ale o to, że się potem ze mnie leje, gdy w słońcu po tych górkach tutaj pojadę. Szukam dróg jak tu ugryźć moje lęki. Czasami coś mnie zaczyna blokować. to wyuczona reakcja "freeze", czyli udawaj martwego. Moje ciało robi się ciężkie, myśli, jakby otulone w watę, czy mgłę, gubią się gdzieś co chwilę. Jednym ze sposobów są głębokie oddechy, lub po prostu poruszanie się, robienie czegokolwiek. Pomaga mi też, gdy pójdę do kafej

Amygdala, czyli pustka w głowie na egzaminie

Czytam ostatnio o ciałku migdałowatym, czyli amygdali, bo bardziej mi się podoba angielska nazwa. Amygdala jest odpowiedzialna za reakcje lękowe. To znaczy jest jednym z ważnych elementów. Gdy jej brakuje, to ludzie, a częściej małpy, bo na nich przeprowadza się eksperymenty, nie odczuwają lęku, za to czasami silniejszy popęd seksualny. Już kiedyś o tym czytałem, ale jak zwykle, dopiero teraz mi wpadło w oko, że amygdala reaguje bezpośrednio na sygnały wzrokowe, słuchowe, zapachy, czy uczucie bólu. W związku z tym, że amygdala jest niejako silniejsza od logiki, przynajmniej w takich przypadkach, reaguje się często na ślepo, czy emocjonalnie. W praktyce oznacza to, że jak się człowiek wkurzy, bo mu ktoś zajechał drogę, albo kobieta go zdradziła, to ma ochotę puknąć kogoś. Niektórzy to robią, nie zwracając uwagi na konsekwencje. Mnie kojarzy się to z moimi falami emocji. Mówię falami, bo przychodziły one gwałtownie, unosząc mnie, nawet w takim kierunku, w którym wcale nie chciałem iść: S

Po zawodach

Siedzę w kafejce. Kawa coś nie pomaga, choć zamówiłem dzisiaj dużą. Te zawody mnie chyba coś  z rytmu wybiły. Przed zawodami postanowiłem sobie, że chcę wygrać przynajmniej 3 gry, bo jadę na 3 konkurencje. Pierwszego dnia grałem 5 gier, z tego wygraliśmy tylko 2, bo grałem podwójną, mieszaną i z facetem. Mało brakowało, a byśmy wygrali jeszcze jedną, w mieszanej, ale popełniłem dwa błędy na koniec, pod rząd. Trudno. W podwójnej, którą grałem najpierw, byłem niewątpliwie zdenerwowany. Przegraliśmy pierwszą, a potem w rundzie pocieszenia o mało nie zaczęliśmy przegrywać ze słabym przeciwnikiem. Mój partner dostał kopa energii i zaczął popełniać błędy. Czyli, jak ja się stresuję, to nieruchomieję, w pewnym sensie i popełniam błędy, on znowu biega jak oszalały, popełniając błędy. W niedzielę grałem pojedynczą. Pierwszą grę przegrałem, stres, grałem tylko na przeciwnika, albo w siatkę, czy out. Potem czekałem dosyć długo na drugą grę, w rundzie pocieszenia. Miałem dosyć dużego przeciwnika.

Schematy "nie lubią" zmian

Dzisiaj rano zamiast lęku poczułem smutek. Czym różni się on od uczucia lęku? Czasami chyba nie ma aż tak wiele różnic. Też coś trzyma za splot słoneczny, trudniej jest oddychać. Jest jakaś różnica, ale trudno mi ją teraz opisać. muszę się temu smutkowi dokładniej przyjrzeć. Mnie może niepokoju? Wczoraj zgubiłem zamek do schowka, taki cyfrowy. Szkoda. Przybiło mnie to. Zauważyłem to dzisiaj w szatni, jak chciałem iść poćwiczyć na korcie. Poczułem się bezradny, całe to ćwiczenia straciło jakoś sens. To był taki smutek, ze stylu bolących. Coś boli. Ogólnie, to centrum bólu chyba nie odróżnia, czy to smutek, lęk, czy ból fizyczny, bo boli, to i tak w głowie. Dlatego ludzie potrafią się uszkodzić, żeby nie czuć tego innego bólu. Pamiętam, jak na jakimś filmie drwal uciął sobie palec, bo go jakaś dziewczyna nie chciała. Ból palca, czy jego braku, zagłusza ten inny ból w głowie. Wiadomo, po jakimś czasie drwal może pożałował tego, co zrobił, kto wie. Nie wiem, czy obejrzałem ten film do końc

Bez tytułu i bez NB

Byłem na imprezie sylwestrowej, u S. Było nawet fajnie, poszedłem do domu trochę po czwartej, bo nie chciało mi się już tam siedzieć. Wiedziałem, że im dłużej posiedzę, tym bardziej nieprzytomny będę następnego dnia. Od północy tańczyliśmy, ogólnie, to mało kto tam w parach tańczył. I tak, że ludzie tańczyli ;) W sumie, to mogłem dłużej zostać, ale myślałem też sobie, że trudniej mi będzie do domu wracać, samemu. Wczoraj nie zrobiłem nic, oprócz tego, że pozmywałem. Dzisiaj rano zauważyłem kłębki kurzu za łóżkiem. Tyle chciałem czasie wolnym zrobić, a tak mało zrobiłem. To znaczy, w domu. Bo sportu to uprawiałem sporo. Nie, żebym od tego tracił na wadzę, może dlatego, że za dużo jem, to znaczy, obżeram się. Ale, tak ze dwa, trzy kilo, to bym mógł stracić. Wyczytałem znowu, był artykuł online, że sport dobrze robi na depresję. Widzę to też po sobie. Kiedyś więcej biegałem, teraz szukam raczej towarzystwa ludzi, dlatego więcej badmintona. Kiedyś siadywałem więcej po kafejkach, z notebook

Czasami może idę trochę do przodu.

Wczoraj było fajnie na treningu paletek. Powoli się ludzie przyzwyczajają, że ja pierwszą godzinę zawsze trenuję. Coraz częściej ktoś chce ze mną trenować. Prowadzący ćwiczenia też się pojawił, z ceramiczną płytką teraz, między kręgami, ale wyglądał dosyć zdrowo. Dzisiaj idzie już do pracy, operację miał przed 1,5 tygodnia. Sam chce iść do pracy, bo jest nauczycielem i uważa, że uczniowie go potrzebują, bo bez niego rozrabiają, albo czują się niewyraźnie, bo prowadzi klasę sportową. Pewnie mają jakieś egzaminy, czy coś. W każdym razie, najpierw trenowałem z jednym i stwierdziłem, że w niektórych rzeczach, to ja jestem strasznie cienki, nawet w tych podstawowych. Potem trochę gry, gdzie nawet jakąś podwójną wygraliśmy, kalecząc. Potem trochę treningu z jednym Belgiem. Trochę się mogłem wyszaleć. W domu czekał na mnie mail od X. Napisała, że przeczytała mojego maila, że też lubi grać w paletki, ale z różnymi ludźmi, bo można się więcej nauczyć. Nie napisała, czy lubi grać ze mną. "N

Moje mysie dziury, gra na własnych emocjach

Wczoraj byłem na paletkach. Przyszła X i graliśmy parę meczy. Byłem zły, że przegraliśmy z AiK. Gdy gram z X, jestem pospinany. Podoba mi się ona, choć wiem, że ma chłopaka i jest dużo za młoda. Ale co z tego, gdy coś w moich emocjach nie zwraca na to uwagi. W sumie, to mogłem więcej z nią porozmawiać, tak normalnie, w przerwach między grami, ale gadałem chyba tylko o badmintonie, bez sensu, a może z sensem. Nawet nie wiem, czy ona chętnie ze mną gra, bo trudno mi ją wyczuć. Myślę, że trochę lubi grać i tyle. Ani mniej, ani więcej, ale mój mózg, moje emocje szukają w niej oczywiście dziewczyny, uczuć i emocji. Napisałem potem maila do niej, że lubię z nią grać, ale nie wiem, czy ona lubi, bo nie wiem, co ona myśli. Nie wiem, czy ten mail miał sens, ale miałem ochotę go napisać. Uczucia do kogoś jak X, czy C (ze ścianki), to trochę jak chodzenie po krawędzi grani, w skalistych górach. Gdy człowiek się poślizgnie, to może kawałek polecieć. Z drugiej strony może mnie to trochę z tego mara

Czasami nie wiedziałem, że mi odbijało

Stanowczo brakuje mi dziewczyny, stwierdzam i mam wrażenie, że brzmi to jak w większości blogów na ten temat ;) Powoli przyzwyczajam się do walki, tak mi się wydaje. Możliwe, że idzie mi lepiej, w życiu, a może to po prostu kwestia treningu. Jestem może bardziej odporny na kopnięcia. Tak mieliśmy kiedyś, gdy coś tam trenowałem. Kopaliśmy się z płaskiej stopy w brzuch i nic mi to nie robiło. Nawet byłem trochę dumny z tego, bo kumpel powiedział po treningu, że chciał mnie tak kopnąć, żeby było widać, że jego kopnięcia mają jakiś skutek. Ale, wiadomo, to kwestia treningu, tak, jak rozwalanie kamieni. Ale, to było dawno i nieprawda, jak się to mówi. Czy wie się o tym, że jest się kopniętym, to znaczy, lekkim wariatem? Myślę, że pewne rzeczy się realizuje, a pewnych nie. Patrząc z perspektywy czasu widzę jaki byłem porąbany. Kiedyś wstałem, siedząc w kuchni z kumplem, z którym mieszkałem i podniosłem stół z jednej strony, tak, że cała jego zawartość, łącznie z jego śniadaniem wylądowały na

Depresyjne reakcje na problemy

Pojechałem dzisiaj na surf. W sumie, to nie złapałem żadnej fali, to znaczy, tak naprawdę, bo jakieś tam z pianą łapałem, przynajmniej jedną. Trudno było złapać, przynajmniej mnie, bo albo były dosyć duże, jak na mnie, a jak się już zdecydowałem, to miałem przed sobą z dziesięć, czy piętnaście osób, które musiał bym jakoś wyminąć, tak mi się wydawało. Nawet nie chodzi o wyminięcie, ale pomyślałem, że jakbym poleciał, to ktoś mógłby deską ode mnie oberwać. A taka deska ma dosyć ostre miecze. W każdym razie wylazłem po ponad godzinie z wody i przyglądałem się surfującym, a było ich chyba na obydwu połączonych plażach na pewno z sześćdziesięciu. Zajadałem do tego "fish and chips", czyli rybę z frytkami.  Tam, na wybrzeżu, to lato, tutaj, na kampusie, to prawie jesień. Dobra, olałem to, bo i tak jeszcze chciałem się dzisiaj wspinać w hali z B. Ale postanowiłem kupić klucz do namiotu na dachu. Mam na dachu samochodu namiot. Rozłożony oczywiście ;) Wiadomo, taki składany, śpi się c